Wkrótce po “Powersat - satelita energetyczny” zabrałem się za drugi tom cyklu składający się na dylogie o Księżycu
- z tymże wkrótce oznaczało u mnie aż 7 lat. Właśnie wtedy postanowiłem, że przeczytam cały cykl Ben Bovy.
Zaznaczam, że ruszyłem z nastawieniem bojowym i w pełni zmotywowany. Drugi raz w książkach tego autora “zaskoczyło”
mnie pewien rodzaj płytkości. Widać to po znów po prowadzonych dialogach, problemach głównych bohaterów i pobocznych
wątkach - o ile główny wątek jakoś się broni ale pozostałe niestety przyprawiają o niezsynchronizowane skurcze obu
półkul mózgu. Głównym wątkiem staje wprowadzenie nanotechnologii w celu kolonizacji księżyca, bodajże już w jakiejś
książce Asimova było wspominane o podboju innych planet przy pomocy nanotechnologii, świetnie wyjaśnienie czemu
potrzebujemy jej użyć znalazłem w “Przyszłość ludzkości” Michio Kaku. Ten temat mógłby stanowić o gatunku
“Wschodu Księżyca” na popularno-naukowy ale jak to bywa u tego autora pojawiają się wątki polityczne a nawet moralne.
Gatunek się rozmył i znów można to nazwać Ludlumem w kosmosie.
Udało się zbudować napięcie
Trzeba to podkreślić, że tempo akcji rośnie wraz ze zbliżaniem się do końcowych rozdziałów.
Wpływa to znacząco na ocenę jak i na sięgnięcie po drugi tom dylogii księżycowej.
Po początkowych narzekaniach a nawet lekkiego zmuszania się do czytania tej pozycji nagle znalazłem w niej lekką
a ciekawą sensacyjną opowieść z równinami księżyca w tle.
Nanotechnologia
U mnie “Wschód Księżyca” zyskał dopiero po pewnym czasie i przemyśleniu użycia nanotechnologii w celu zbudowania bazy
na naszym sztucznym satelicie. Teraz wydaje mi się to oczywiste za sprawą drugiej książki, o jakiej wspomniałem na początku
tego postu. Wyobrażam sobie nawet użycie tej metody w celu budowy domów na Ziemi bez użycia sprzętu i ludzi a jedynie za
nadzorem średnio rozgarniętego informatyka po kursie z Urzędu Pracy. Nawet bez użycia materiałów - nono roboty same pozyskują
budulec z otoczenia.
Tania okładka
O ile wspominałem o płaskich dialogach to muszę też skomentować okładkę książki. O ile pierwsze kreował sam Ben Bova to
okładkę do polskiego wydania zapewne jego nanożuki. Człowiek na rysunku, zdobiącym i mającym zachęcać do kupna i przeczytania
książki, jest właśnie zbudowany przez tę samo technologię, która została użyta do budowy bazy na księżycu. Oby nanożuki
tworzące człowieka wraz ze skafandrem to nie cel do jakiego zmierza ten cykl Bena Bovy. Pozytywna rzeczą jest grafika na
grzbiecie okładki, wraz z pozostałymi tomami tworzy nowy obraz skolonizowanej planety, wygląda to bardzo estetycznie na półce.